Dane książki | |
Oprawa: | Oprawa miękka |
ISBN: | 978-83-7582-979-2 |
Liczba stron | 254 |
Format: | 140 x 205 |
Wydanie: | 2010 |
Język: | polski |
Osoby, które posiadają ambicje i marzenia, do realizacji których postanowili dążyć, w pewnym momencie swojego życia dostrzegły, że ich droga do sukcesu w dużej mierze zależy od sposobu myślenia. To sposób myślenia o pieniądzach, swoich porażkach i ludzkich zachowaniach przybliża ich do realizacji swoich pragnień.
Wszyscy na świecie szukają szczęścia, a jest jeden tylko sposób, aby je znaleźć. Trzeba kontrolować swoje myśli. Szczęście nie przychodzi z zewnątrz. Zależy od tego, co jest w nas samych. (Cytat z książki "Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi" Dale Carnegie)
W podobnym kontekście rozpatrywana jest kwestia wiary, będąca w Polsce bardzo drażliwym tematem. To, w jaki sposób odbieramy religię i Boga, bezpośrednio przełoży się na nasze rezultaty. Może je albo sabotować, albo... wzmocnić. Wielu z nas zadaje sobie pytanie: czy warto się wyłamywać i, pomimo że „coś mi nie gra”, zacząć się zastanawiać nad tym, co głoszą księża oraz czego uczy się dzieci na lekcjach religii? A może lepiej przymknąć oko na niektóre niewiarygodne bajki i mieć święty spokój?
Łaska wiary
Często słyszy się, że nie można nauczyć się wierzyć, że wiara jest łaską dawaną przez Boga, którą człowiek może przyjąć albo nie. Argument jest taki, że gdyby wiary można się było nauczyć, to już by to nie była wiara, tylko wiedza. Wiara zakłada ufność. Ale jednocześnie dojrzała wiara szuka zrozumienia i powinna opierać się na ciągłym badaniu tego, co nas otacza i szukaniu boskiego palca w dziele stworzenia, bo jeśli nie, to nie jest to wiara, ale zabobon i magia.
Tylko skąd wiedzieć, co przyjmować z ufnością i bez poparcia faktami, a czego nie przyjmować, bo to zabobon?
Dylemat poważny, więc od razu z pomocą przychodzą najróżniejsze organizacje religijne, których jest kilkadziesiąt tysięcy na świecie. Wielu ludzi wygodnie pozbywa się problemu, tym bardziej, że inni też tak robią, a istoty żyjące z natury mają tendencję do naśladowania. Chętnie oddają się (całkowicie albo częściowo) jakiejś organizacji religijnej. Wydaje im się, że to już ich zwalnia z samodzielnego myślenia i szukania prawdy – tym bardziej, że w ten czy inny sposób płacą składkę na dany kościół (bo utrzymanie organizacji kosztuje).
Zdecydowana mniejszość ludzi wiarę ogranicza do własnego rozumu, ufając mu bardziej niż ludziom. Wierzą oni, że potrafi on ocenić, co jest rzeczywistością, a co (czasem bardzo piękną i wzruszającą) bajką.
W obu przypadkach potrzebna jest wiara: bardziej sobie, czy bardziej innym ludziom. Innymi słowy, czy jesteśmy sterowani wewnętrznie czy zewnętrznie.
Możemy mieć stuprocentowe zaufanie do Boga i jego inteligencji. Czego nie można powiedzieć o ludziach. Niestety większość naszych przekonań dotyczących Boga i świata, w którym żyjemy, pochodzi od ludzi, którzy – często w dobrej wierze, a czasem bardzo bezczelnie – nas oszukują. Nigdy wcześniej w historii tak bardzo jak dzisiaj nie była nam potrzebna umiejętność rozróżniania, komu wierzyć, i rozumienia – dlaczego.
Wiara lub niewiara w Boga, wyznawanie konkretnej religii z założenia powinny nam służyć i pomagać. Powinny wyryć solidny system wartości, którym kierowanie się w życiu ma doprowadzić do harmonii i szczęścia. Niestety, nie zawsze tak jest. Niekiedy wiara zamiast wspomagać, blokuje otwartość naszego umysłu, karmiąc nas strachem i manipulując podstawowymi instynktami.
Bardzo często też spotyka się ludzi, którzy upierają się przy swoich wyznaniach, uznając je za jedyne słuszne. Nie dosyć, że sabotuje to ich rozwój i realizację marzeń, psuje energię otoczenia, w którym się znajdują, to może być także czynnikiem wywołującym najgorsze z ludzkich uczuć – niechęć, pogardę, nienawiść. Czyli dokładne przeciwieństwo religii, którą wyznają. Jak to wszystko objąć umysłem? Jak zrozumieć Boga i to, kim on jest?
Zapoznaj się ze spojrzeniem Tadeusza Niwińskiego. Nie będzie on nachalny, nie będzie tworzył nowej wiary ani uznawał siebie za proroka. Przekaże Ci swoje trzeźwe i zdroworozsądkowe spojrzenie na religię, wiarę i to, jaki może mieć ona wpływ na Twój sukces. Jesteś tym, w co wierzysz. Więc jeśli nie podoba Ci się do końca to, kim jesteś teraz i jakie odnosisz rezultaty, może warto zajrzeć wgłąb siebie i zweryfikować to, w co wierzysz i jak wierzysz? Czy odważysz się na taki krok?
„Czy potrafisz otworzyć swój umysł?”,
czyli co jest prawdziwym celem tej książki?
Głównym celem tej książki jest oświetlenie korzeni konfliktu między "wierzącymi" a "niewierzącymi". Ten konflikt, moim zdaniem, w zasadniczy sposób przeszkadza w osiągnięciu porozumienia i uniemożliwia współdziałanie ludzi na świecie. Jest zupełnie niepotrzebny i może być rozwiązany podobnie, jak wieloletni konflikt naukowców w fizyce dotyczący natury światła: czy to jest fala czy cząsteczka. O dziwo, okazuje się, że może być i jedno, i drugie.
Podział na "wierzących" i "niewierzących" jest bardziej bezsensowny niż podział na czarnych i białych, bo w przypadku koloru skóry są to chociaż jakieś obserwowalne różnice, a "wiara" nie ma widocznego odpowiednika. Jedynym rozwiązaniem problemu rasizmu jest umówienie się, że atrybut koloru skóry nie ma znaczenia w relacjach między nami i że patrzymy na siebie, "nie widząc" koloru skóry. Jesteśmy ludźmi. Kropka.
Einstein określał się tytułem "głęboko wierzący ateista". Nie wierzył w Boga takiego, jak go opisują różni ludzie, którzy twierdzą, że posiadają (objawioną) wiedzę na temat Boga. Wierzył natomiast w potęgę i piękno wszechświata, w boską konsekwencję funkcjonowania praw rządzących Energią, Materią i Informacją.
Richard Dawkins w swojej sławnej książce "Bóg urojony" (tytuł w oryginale właściwie brzmi: Urojenie Boga) dość naiwnie "rozprawia się" z Einsteinem, szybko zaliczając go do swojego obozu "niewierzących" i nie dostrzega geniuszu Einsteina, który odmawia wzięcia udziału w dzieleniu ludzi na wierzących i niewierzących.
Dawkins wydaje się zaślepiony w upieraniu się przy werbowaniu ludzi do obozu pod sztandarem "ateiści". To brzmi trochę jak stwierdzenie z filmu "Seksmisja", że Kopernik była kobietą. Jedyna istotna sprawa to przecież tylko to, co nowego na temat świata zrozumieliśmy dzięki Kopernikowi (nawet jeśli to była Kopernisia).
Podobnie nie ma znaczenia, czy Einstein chciał należeć do obozu ateistów (najprawdopodobniej właśnie nie chciał takiej etykietki). Ważne jest, że genialnie popularyzował uznanie i szacunek dla Boga, czyli Siły i Inteligencji, która stworzyła świat i nim kieruje. Nie bał się używać słowa "Bóg", stawiając się w ten sposób na równi z wszystkimi innymi "wierzącymi". Fundamentaliści ateizmu nie mają problemu z uznaniem Sił Natury, ale jak diabeł święconej wody boją się używania słowa "Bóg".